4:50. Zawsze budzę się dziesięć minut przed alarmem - po co go ustawiam? Tak dawno mnie nie było we Wrocławiu, a tu nagle odechciało mi się wszystkiego. Koszmarne ceny mieszkań... koszmarni ludzie (ostatnimi czasy plaga Wrocławia), którzy nie są odrobinę zgrani ze społeczeństwem.
Szybki prysznic przypomina mi, że jeszcze żyję i mam siły. Ból kręgosłupa jeszcze się nie odzywa - spadłem pewnego dnia ze schodów w Instytucie Kulturoznawstwa, kiedy zwiedzałem sobie ośrodek akademicki, tak niefortunnie, że od tamtego momentu czuję przy zginaniu ciała przeszywający ból. Przyzwyczaiłem się do niego - jest moim nieodłącznym towarzyszem. Ciepła woda daje chwilę obrony przed światem zewnętrznym.
Nic nie jem i udaję się bezpośrednio na dworzec kolejowy w Głogowie by przeczekać jeszcze 30 min. w ciszy na papierosie, na peronie - gdzie jeszcze nikogo nie ma. Brak jakiejkolwiek duszy sprawia, że żaden zakaz Cię nie obowiązuje. Mógłbym nawet w tym momencie z masturbować się - i nikt by się nie skarżył na pobliskiej komendzie. Jesteś sam i to ty ustalasz reguły. Ale to trwa chwilę - kończysz papierosa i ludzie już przychodzą, niszcząc błogi stan bycia samemu na peronie numer jeden w Głogowie.
Teraz pociąg. Pierwsza klasa na początek, a później przedział dla palących - to już druga klasa. Wsiadam.
Wybieram tam, gdzie nikogo nie ma jak Bóg da. Jak nie da - dosiadam się do samotnej duszy - odpalam papierosa i ta osoba odpala. Zaczynamy rozmawiać. W ten sposób wypełniłem sobie komórkę ulotnymi kontaktami - można by rzec: płonnymi jak papieros. Jeden warunek: człowiek musi mieć dobre oczy. Czasami się spotkamy we Wrocławiu na papierosie. Na piwie. Na czymś więcej.
Przeważnie rozmawiamy o sobie. Kim jesteśmy i co robimy. Kiedy rozmowa się nie klei - idziemy spać. Zawijam wokół nadgarstka torbę i udaję się na spoczynek. Ewentualnie czytam - ale nie książki akademickie. Ostatnimi czasy są to dzienniki Andre Gide, które jakimś cudem znalazłem na dworcu we Wrocławiu, w Voyage Cafe. (NIE ODDAM ICH NIGDY, SĄ ZBYT CENNE.)
Straciłem ostatnio mieszkanie na Grabiszyńskiej - córka właścicielki wróciła do Polski. Teraz od niedzieli będę mieszkać na Niemcewicza. Miło.
Jadę i jadę - podróż, która trwała dawno temu póltora godziny, trwa dziś dwie i pół. Nawet kolej podlega pełnej demokratyzacji i może wstrzymać bieg życia o godzinę.
Po przyjeździe do Wrocławia. Wysiadam niepewnym krokiem. Co się dzisiaj w Tobie zmieniło? Przecież to ledwie dwanaście godzin braku Ciebie w moim życiu. Ale już jestem w Tobie. Uzależniłem się od Ciebie - bo ty kochasz wszystkich ludzi. Przestaniesz kochać, gdy wszyscy będą nienawidzić siebie nawzajem. Bo ty upodabniasz się do nas. Koniec świata nastąpi wtedy, gdy ludzie nie będą potrzebować miast.
(c.d.n.)